
Jak rozwijają się komputery osobiste? Odpowiedź nasuwa się od razu – wyższe taktowanie, więcej rdzeni, szybszy transfer, a razem z nimi zwiększa się moc obliczeniowa i jakość aplikacji, przy których pracujemy i się bawimy. Ale można też inaczej..
Mój pierwszy pecet? Intel Celeron 433Mhz, Riva TNT2 8MB, 64MB RAM, 13.8GB HDD. Cena rynkowa w 2000 roku? Coś w okolicach 5000zł. Wielkość? Solidne (i odporne na kopnięcia, pozdro dla BSODów!) stalowe pudło o standardowym – kremowym odcieniu, monitor 17″ (dłuższy niż szerszy..), do tego peryferia i spora plątanina kabli.
Mój obecny pecet? Intel Atom 1.33GHz, grafika zintegrowana, 2GB RAM, 32GB SDD (eMMC). Cena w 2015 roku? 900 yuanów, czyli ponad 500zł. Wielkość? Małe, czarne pudełko rozmiarami przypominające kartonik z ptasim mleczkiem, płaski monitor 21.5″, do tego peryferia i 3 kabelki estetycznie ulokowne za maszyną by nie burzyć feng shui całości.
Nigdy nie zapatrywałem się w podzespoły pod względem mocy – zawsze patrzyłem za to na nowatorskie rozwiązania producentów nie lękających się reakcji rynku. Właśnie dlatego zainwestowałem w jeden z pierwszych netbooków (Asus EEEPC901), zaufałem AMD i zamiast wydajnego Intela pieniądze wydałem na układ APU (procesor i grafika w jednym układzie scalonym), czy też kupiłem, opisywany w jednym z wcześniejszych wpisów, pikoprojektor. Zamiast klatek na sekundę liczy się dla mnie estetyka, energooszczędność i.. ten efekt „Wow!” biorący się z obcowania z czymś co jeszcze parę lat wcześniej wydawało się czystą fantastyką. Bo sami przyznajcie – czy posiadanie pełnego Windowsa 10 na donglu wielkości zapalniczki nie jest zwyczajnie zaje***te!?
Kończmy jednak ten przydługi wstęp i bierzmy się do mięsa – tematu głównego tego wpisu – pececików, które niczym Pan Wołodyjowski – mikry wzrost nadrabiają innymi umiejętnościami. Dziś na talerzu terminy takie jak NUC, dongle i Malinka.
Zapraszam do lektury!