Używając pewnej pokrętnej logiki mogę powiedzieć: „dobrze, że rozbolał mnie ząb”. Bo gdyby nie to, nie udałbym się do dentysty. I nie przyszłoby mi zapłacić za wizytę w gabinecie (cieszcie się z polskich stomatologów, ci w Chinach dopiero potrafią zedrzeć!). A potem nie musiałbym zanieść rachunku za wizytę do działu HR firmy w której pracuję by otrzymać zwrot z ubezpieczenia. I w ten sposób nigdy bym się nie dowiedział gdzie w Hangzhou Xiaomi ma swój wesoły sklepik.
Nie lubię być szufladkowanym, ale no dobra – jak ktoś nazwie mnie fanbojem Xiaomi to będzie to tylko minimalna przesada. Lubię technologię oraz różne gadżety i nic nie poradzę na to, że 小米 wie jak robić to solidnie, estetycznie, oszczędnie, a na koniec połączyć to jeszcze w spójny ekosystem.
W Xiaomi Store w Hangzhou (prowincja Zhejiang, ok 250km na południowy-zachód od Szanghaju) byłem gościem już kilkukrotnie. Czasem tylko z ciekawości, czasem po coś konkretnego, parę dni temu zaś polazłem tam po to aby napatrzeć się i do woli namacać premierowych telefonów jak również MiBanda trzeciej generacji.
Przejdźmy zatem do zdjątek! (mała uwaga – jako aparatu użyłem Redmi Note 5, którego recenzję mogliście przeczytać w moim poprzednim artykule).
Jeśli chodzi o moją opinię, to Mi8SE jest najlepszą z zaprezentowanych „ósemek” – tylko trochę zaokrąglone rogi (coś a’la Sony Xperia), duży AMOLED-owy ekran w smukłej obudowie w parze z odważną kolorystyką i do tego bardzo konkurencyjna cena. Xiaomi nie byłoby jednak sobą gdyby nie dodało paru łyżek dziegciu do tego słoiczka z miodem i proszę:
- bateria 3120mAh, czyli przykry powrót do rzeczywistości po testach Redmi Note’a;
- czytnik z tyłu – owszem, są i zwolennicy tego rozwiązania, ale skoro już mamy „brodę” to można było ją jakoś sensownie wykorzystać. Honor 10 jakoś ma tam skaner, a nowe Pixele podobno umieszczą tam głośnik;
- brak NFC i pasma B20 – jeszcze w budżetowcu z serii Redmi takie coś bym zrozumiał, ale ten telefon będzie z Polsce kosztował co najmniej 1500zł, a w takiej kwocie ma się już pewne wymagania.

Czytnik powędrował na plecki co przy braku jakichkolwiek gestów z nim związanych bardzo mi się nie podoba.
Przechodzimy do pełnoprawnej Mi-Ósemki (i tylko do niej, bo wersja Explorer Edition była jeszcze niedostępna dla publiczności) i tak jak lubię tę firmę, tak w tym wypadku musiałbym być bleszczaty na jedno oko, żeby nie zauważyć na czym Xiaomi się wzorowało. Domyślam się nawet jak przebiegał sam proces wymyślania tej „nowoczesnej i niepowtarzalnej” stylówy: zeskanować iPhone X, powiększyć o jakieś 7%, dorobić brodę dla niepoznaki i walnąć czytnik palców na plery. Gotowe.
Tak szczerze to nie wiem dla kogo jest ta zwykła Mi8. Jakbym miał już kupować tegorocznego flagowca to koniecznie poszedłbym w „Explorera” ze skanerem linii papilarnych w ekranie, czyli najświeższym bajerem tego roku. Jeśli zaś chciałbym coś nieszablonowego z dużym ekranem to koniecznie Mi Mix 2(S) – ten oferuje przynajmniej jakiś ciekawy wygląd i powiew świeżości (plus ładowanie bezprzewodowe). A gdyby jednak cena była dla mnie zbyt wysoka to albo uderzyłbym w napomkniętego wyżej 8SE, albo w zeszłorocznego Mi6 (który notabene już zniknął z oficjalnego sklepu Xiaomi na chińskim Taobao). Żeby to chociaż jakieś mniejsze było i bardziej poręczne, ale nie – musi być patelnia!
I w końcu to na co wszyscy czekaliśmy – MiBand 3 w całej swojej chwale! Opaska wyczekiwana od dawien dawna, co do której wszyscy zastanawiali się jakie nowości przyniesie, bo czy można ulepszyć ideał?
Wiem – koloryzuję, ale nie oszukujmy się – tak jak wspomniane wyżej telefony, okulary VR czy inne rzutniki projekcyjne trafią do pewnego grona „zamożniejszych wybrańców”, tak na opaski od Xiaomi może pozwolić sobie praktycznie każdy i dlatego uważam, że to właśnie MB3 było „coup de grace” czwartkowej prezentacji. A dzisiaj miałem okazję sprawdzić ją na żywo.
Sama idea konstrukcji smartbanda nie uległa zmianie – tu również mamy do czynienia z pastylką chowaną do silikonowej opaski. O ile jednak „dwójka” była płaska z wierzchu, tak jej następczyni oferuje półokrągłe szkło. Czy to dobrze, czy źle – czas pokaże, choć już teraz mogę przyznać, że wygląda to lepiej, bardziej elegancko. Pastylka w „trójce” jest również trochę większa niż w zeszłorocznym modelu, ale spokojnie – to wciąż są komfortowe wymiary, zaś sam rozrost z pewnością nie poszedł na marne, MiBand 3 dysponuje bowiem pojemniejszą baterią oraz większym ekranem.
Co do tego ostatniego to gdzieś słyszałem ploty, że ma być podobno dotykowy na całej swojej powierzchni, ale uwierzcie mi – maziałem po nim jak Szatan, ale nie udało mi się doczekać jakiejkolwiek reakcji, działało tylko niewielkie zagłębienie pełniące obecnie rolę przycisku pojemnościowego. Może tę funkcję należy wpierw uruchomić w aplikacji?
Jak już pewnie wiecie – największy bonus nowej wersji opaski czyli NFC do płatności zbliżeniowych jeszcze nie był dostępny i pojawi się w późniejszym czasie.

Drugi mocno zawiódł możliwościami – wszystko po chińsku i mało treści. Mam to już od pół roku i nie mogę znaleźć chęci na recenzję..
Z innych nowości udało mi się zauważyć jeszcze gogle VR, ale tutaj jestem mocno sceptyczny. O ile piankowo/analogowa wersja okularów Xiaomi służąca do obsługi Google Cardboard była bardzo ciekawie zbudowanym produktem, znacznie wygodniejszym od kartonowego pierwowzoru, o tyle kolejna generacja – ta biała, plastikowa z wyjściem usb-c i własną aplikacją do obsługi to jedno z najgorzej wydanych 300 yuanów w moim życiu. Wszystko po chińsku, mało treści i wrażenie „taniości” podczas użytkowania. Pobawiłem się tym dwa razy i od tego czasu tak sobie leży na dnie szafy.